Mentalizm/Dlaczego wierzymy w pseudonaukę

Jak już się osobiście przekonałeś, ludzki umysł nie jest zbyt dobrze przygotowany do zmierzenia się z kwestiami prawdopodobieństwa. Bez względu na inteligencję, wciąż padamy ofiarą własnych ograniczeń. To dlatego, że wybujały sentymentalizm jest nam dalece bardziej atrakcyjny niż racjonalizm. Nieopisany zachwyt nad dziełem sztuki, czy stan zakochania nie powinny jednak umniejszać modelu naukowego jako najbardziej użytecznego w kwestii poznania otaczającego nas i przecież wciąż tajemniczego świata. 

Coś takiego jak obiektywna prawda, prawdopodobnie zawiera w sobie mnóstwo sprzeczności. Dlatego nadawanie pierwszeństwa jakiejkolwiek ideologii politycznej wydaje się mało racjonalne, któż bowiem ma mieć całkowitą rację? A jeśli dodatkowo za tymi ideologiami stoją nieświadomi własnych ograniczeń pod względem poznawczym ludzie? Podobnie medycyna alternatywna czy ludzie twierdzący, że mają kontakt ze zmarłymi. Dlaczegóż miałbym deprecjonować to, że kontakt ze zmarłym rodzicem, a właściwie z wyobrażeniem zmarłego rodzica, jakie pomaga nam stworzyć medium przy pomocy odpowiednio użytego języka, przynosi komuś ulgę i ukojenie?

W Stanach Zjednoczonych istnieje ośrodek stworzony przez autora słynnej książki Życie po życiu, dr Raymonda Moody'ego, który prowadzi terapie z ludźmi, którzy stracili swoich bliskich. Dr Moody opisuje to w jednej ze swoich książek i polega to na tym, że wywołuje się u ludzi wizje zmarłych przy pomocy wpatrywania się w zwierciadło i całej tajemniczej otoczki. Wracając do dr Moody'ego, w swoich książkach wydaje się być uczciwym twierdząc, że nie ma od dowodów na istnienie życia po śmierci, ale jego działalność przynosi niewątpliwą ulgę jego klientom.

Tak właśnie rozumuje większość ludzi. Jeżeli należysz do nich, otwórz proszę swój umysł na wyjaśnienia, których chciałbym Ci dostarczyć. Być może obawiasz się o własne poglądy i są one Tobie bardzo cenne. Wierzę jednak, że jako osoba zainteresowana mentalizmem i znająca się nieco na psychologii, dasz mi szansę. Twoje objaśnienie danego zjawiska może być jak najbardziej prawdziwe. Ja tego nie podważam i na pewno nie śmiem atakować. Po prostu wyobraź sobie, że chowasz je w jakiejś bezpiecznej, mentalnej szufladzie w Twoim umyśle. Są tam bezpiecznie i możesz do nich wrócić w każdej chwili. Teraz przyjrzyj się ze mną innym możliwym wyjaśnieniom, ot tak, z czystej ludzkiej ciekawości. Kiedy je poznasz, zdecydujesz, które są bardziej wartościowe. Twój wybór. 

Co jest bardziej prawdopodobne: że osoba wygłaszająca nadzwyczajne twierdzenie myli się, czy to, że stwierdzenie jej jest prawdziwe? Nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów, inaczej prowadzą co najwyżej do nadzwyczajnych przeświadczeń. Weź proszę pod uwagę fakt, że głębia osobistego doświadczenia rzeczy nadzwyczajnej, czyli np. Boga, nie stanowi o jej prawdziwości. To może świadczyć najwyżej o sile wiary w to zjawisko bez dowodów i nie masz prawy wymagać od kogoś o innych poglądach, żeby udowadniał Ci, że się mylisz. To właśnie dowodzenie negatywne. 

Efekt potwierdzenia edytuj

Pozwól jednak, że zagłębię się dalej w ludzką naturę i pokażę Ci coś, czego być może już byłeś świadomy. Podejmowaniu decyzji towarzyszy bardzo dobrze zbadana tendencja, zwana efektem potwierdzenia. Jest to otwarta furtka do ludzkiego umysłu dla mentalisty lub kogoś, kto chce kontrolować czyjeś zachowanie. W skrócie efekt potwierdzenia polega na tym, że gdy ktoś będzie mieć jakąś hipotezę na temat dowolnego zjawiska, nieświadomie będzie działać potem tak, żeby potwierdzić swoją hipotezę, uparcie ignorując fakty do niej nie pasujące.

Zademonstruję Ci typowe doświadczenie, jakie psychologowie przeprowadzają w tym zakresie, pokazując w pełnej krasie działanie efektu potwierdzenia. Wyobraź sobie, że słyszałeś o Monice, że jest ekstrawertyczką. Aby się przekonać, czy to prawda, chcesz zadać jej kilka prostych pytań, np. takich, które wymagają odpowiedzi “tak” lub “nie”. Jakie pytania mógłbyś zadać? Ponieważ w Twoim umyśle zasiana została hipoteza o tym, że Monika jest ekstrawertyczką, będziesz celował prawdopodobnie w pytania typu: czy lubisz towarzystwo innych ludzi? Działając w ten sposób nieświadomie utwierdzisz się w przekonaniu, że Monika ma ekstrawertyczne usposobienie. 

Eksperymenty tego typu polegają na przedstawieniu dwóm grupom ludzi przeciwstawnych opisów jednej i tej samej osoby i poproszenie ich o zadanie jej pytań, które mają zrewidować te opisy. Aby nadać eksperymentowi smaku, często prosi się badanych, aby zadawali pytania typu tak/nie lub prosi się opisywaną osobę, aby odpowiadała na wszystko “tak” itp. Niezmiennie od warunków eksperymentu, większość ludzi zadaje pytania w ten sposób, że utwierdzają się w pierwotnym przekonaniu i opinie dwóch grup o tej samej osobie będą odmienne. 

Bardziej znamienny przykład przedstawił Derren Brown w swojej książce Sztuczki umysłu[1]. Wyobraź sobie cztery karty wydrukowane w taki sposób, że po jednej stronie znajduje się cyfra a po drugiej litera. Karty są rozłożone w przypadkowy sposób, np. tak: 

A D 3 7

Teraz wychodzimy z hipotezą, która może być prawdziwa, ale nie musi: jeżeli z jednej strony karty znajduje się litera A, to z drugiej musi być 3. Jasno to opisałem? Które karty należy odwrócić, aby zrewidować prawdziwość tej hipotezy? Gdy zrozumiesz na tym przykładzie, w jaki sposób działa ludzki umysł, będziesz świadom dlaczego ludzie tak łatwo ulegają dziwnym ideologiom i wierzą w niewiarygodne rzeczy.  Większość ludzi w odpowiedzi na tę zagadkę odpowie, że należy odwrócić kartę A lub A i 3. Odwrócenie karty A ma sens, nasza hipoteza mówi przecież o tym, że jeżeli z jednej strony mamy A, to z drugiej na bank jest 3. Możemy też odwrócić kartę z cyfrą 7 - jeśli z drugiej strony będzie A, to nasza hipoteza jest błędna. A co nam daje odwrócenie karty z cyfrą 3? Nic. Nie zrewiduje to hipotezy, która mówi, że jeśli z jednej strony jest A, to z drugiej 3. Równie dobrze może tam być B czy D. Gdy odwrócisz kartę z 7 i na odwrocie będzie A - hipoteza jest obalona. Ale jeśli będzie tam inna litera, to potwierdzi to naszą tezę. 

Dokładnie tutaj tkwi subtelna różnica między spojrzeniem naukowym a pseudonaukowym, prawie nikt nie wybierze do zrewidowania hipotezy o kartach tej z numerem 7, przez naszą silną tendencję wynikającą z efektu potwierdzenia. Nieświadomie większość będzie chcieć tę hipotezę potwierdzić. 

Przytoczę Ci jeszcze wyniki eksperymentu przeprowadzonego na studentach, którzy są zawsze wdzięcznym obiektem badań. W klasycznym eksperymencie wzięły udział dwie grupy tych młodych ludzi, z których każda miała odmienne, ugruntowane poglądy na temat kary śmierci - jedni byli za, drudzy przeciw. Obydwu grupom udostępniono dwa opracowania na temat skuteczności kary śmierci w zmniejszaniu przestępczości, przy czym jedno z nich wyraźnie potwierdzało tę skuteczność, a drugie przeciwnie. Studentów poproszono o ocenę tych opracowań.  Jak sądzisz, które z nich grupy oceniały jako lepiej opracowane, bardziej przekonujące? Oczywiście te, które potwierdzały ich wcześniejsze poglądy i przypuszczenia. Wystarczy, że posiadamy tylko zalążek poglądów, mgliste wyobrażenie o czymkolwiek, które przecież można nam bardzo łatwo zasiać w umyśle, a przestajemy być bezstronni wobec tego. Spojrzenie obiektywne praktycznie przestaje być wtedy możliwe. Możemy już tylko właściwie utwierdzać się coraz mocniej w tych przekonaniach i wszystko dzieje się nieświadomie, co tylko pogarsza sprawę. Z tego samego powodu wszelkie dyskusje bywają bezowocne i prowadzą jedynie do utwierdzenia stron we własnych opiniach. Być może doświadczyłeś tego na własnej skórze, próbując kogoś do czegoś przekonać. 

Nad efektem potwierdzenia prowadzi się sporo doświadczeń i czasem dochodzi się w nich do zaskakujących wniosków. Np. niedawno zauważono, że przedstawiając poglądy za pomocą nieczytelnej czcionki, można nieco znieść skutki efektu potwierdzenia. Ponieważ co sprytniejsze grupy np. związane z kampaniami politycznymi wykorzystują chętnie wyniki badań tego typu w praktyce, należy spodziewać się wzrostu ulotek z nieczytelnym pismem opisujących wrogie obozy polityczne.  Jeżeliby spojrzeć na skrajne przykłady skutków efektu potwierdzenia, dojdziemy do fanatyzmu i fundamentalizmu. Wtedy wybiórcze myślenie i umysłowy filtr działają nader sprawnie, usuwając z pola widzenia takiej osoby wszelkie fakty niezgodne z jej przekonaniami, które mogą stać się trwałym elementem jej tożsamości. Czasem przyjmie to formę błędnego koła i taka zaślepiona osoba nie dostrzeże tautologii w tak oczywistych sprawach dla dociekliwych sceptyków, jak pytanie o biblię. Wyznawca stwierdzi, że biblia to Słowo Boże i dlatego w nią wierzy. Zapytany potem dlaczego wierzy w Boga stwierdzi, że dlatego, iż biblia o nim mówi. Albo nieco subtelniej, zapytany czemu wierzy oznajmi pewnie: ponieważ doświadczam osobistej więzi z Bogiem. I dalej, w odpowiedzi na to, skąd ma pewność, że nie oszukuje samego siebie: bo wiem, że to prawda, itd. 

Właśnie tak wygląda rozumowanie wyznawców “prawdziwych” religii, którego oni uparcie nie dostrzegają. Zresztą nie tylko religii ale dowolnej ideologii czy przekonania. Potrzeba naprawdę wielkiej odwagi, aby przezwyciężyć wybiórczy charakter własnej ideologii i często może się to wiązać z przykrymi przeżyciami psychicznymi. Nasza tożsamość jest formowana także przez to, w co wierzymy, dlatego nie potrafimy skorygować własnych poglądów i łatwiej nam ignorować fakty. Zostawmy jednak śliski temat religii i przejdźmy do nieco bardziej interesujących rzeczy. 

Niesamowite zbiegi okoliczności edytuj

Jeśli zgromadzisz pewną grupę osób, będziesz mógł z pewnym prawdopodobieństwem określić, że dwie z nich mają urodziny tego samego dnia. Ile to musi być osób, jak sądzisz? Np. gdy mówimy o prawdopodobieństwie rzędu 50%? Prawidłowa odpowiedź to zaledwie dwadzieścia trzy osoby. Przy trzydziestu szansa, że dwie z nich mają urodziny tego samego dnia wynosi 70%. Myślałeś, że potrzeba znacznie większej liczby, prawda? Haczyk tkwi w tym, że mowa jest tylko o zbieżności jakichkolwiek urodzin, nie mówimy o konkretnej dacie. Jeżeli coś wydaje się mało realne, niekoniecznie oznacza to, że jest rzadkie. Dlatego pewnie pozornie nadzwyczajne zjawiska można łatwo wyjaśnić odnosząc się do matematyki i statystyki.

Wyobraź sobie, że spacerując gdzieś w centrum wielkiego miasta spotykasz znajomego. Jeśli wydaje Ci się to niesamowite to weź pod uwagę, że właściwie w dowolnym innym miejscu mógłbyś spotkać któregokolwiek z kilkudziesięciu lub kilkuset swoich znajomych. To nieco podnosi poziom prawdopodobieństwa tego zdarzenia, prawda? Rozłóżmy na czynniki bardzo popularną iluzję o tym, że ktoś dzwoni do nas w chwili, gdy o nim myślimy. Wydaje się to niesamowite, wręcz musi kryć się za tym jakaś telepatyczna więź. To kuszące ale i zabawne pomysły, dzięki temu możemy utwierdzić się w iluzji, że posiadamy kontrolę nad otaczającym nas światem, która wykracza ponad naturalne zjawiska. Prawda jest jednak taka, że wciąż, nieustannie o kimś myślimy i nie pamiętamy większości z tych myśli. Prawdopodobnie możemy myśleć o kilkudziesięciu osobach każdego dnia, i żadna z nich do nas nie zadzwoni z tego powodu. Przecież jeśli spojrzymy na to z tej strony, to nadzwyczajnym okazałoby się, gdyby żadna z tych osób nigdy do nas nie zadzwoniła! No ale cóż, zgodnie z naszą naturą nie ma potrzeby, abyśmy pamiętali te wszystkie momenty, gdy o kimś myśleliśmy i on akurat wtedy nie dzwonił... Teraz przypomnij sobie, na czym polega efekt potwierdzenia i już będziesz wiedział, dlaczego ludzie mają skłonność do takiego wybiórczego dostrzegania wydarzeń, aby utwierdzić się w przekonaniu, że posiadają telepatyczną moc. Nie będą pamiętać, że przecież od rana myśleli o tej osobie wielokrotnie, za to przypomną sobie, że w tamtym momencie, gdy zadzwoniła, czuli z nią szczególną więź. W ich wspomnieniach czas między tymi myślami o niej a telefonem od niej skróci się bardzo. Tak właśnie działa pamięć. To kolejna furtka do manipulacji dla obeznanych z nią ludzi, gdyż ktoś sprytny może w ten sposób nawet zaszczepić nieprawdziwe wspomnienia. 

Pokażę Ci jeszcze jeden, podobny przykład. Wybacz proszę, że się powtórzę: miałem kiedyś okazję wypowiadać się na pewnym internetowym forum, gdzie jedna z osób przypomniała sobie, jak jej nakręcany zegar zatrzymał się dokładnie w chwili śmierci jej babci. Zinterpretowała to zdarzenie w taki sposób, że ta osoba umierając musiała wysłać jakiś szczególny rodzaj energii, który spowodował zatrzymanie się zegara akurat w tym momencie. Próbowałem wyjaśnić jej podłoże tego zjawiska, ale tylko utwierdziłem ją w jej przekonaniu. W rzeczywistości zegar wahadłowy, o ile nie ma innego źródła energii, zatrzymuje się np. raz na dobę, a już szczególnie starsze zegary. Zwykle też nie wiemy dokładnie, o której godzinie ktoś zmarł, bo często ludzie umierają w samotności, np. we śnie lub w odosobnieniu szpitalnym. Pewnie już nie muszę dalej o tym pisać, bo doskonale zdałeś sobie sprawę, jak błahe były powody dla tego człowieka aby sądzić, że zmarły musiał wysłać szczególny sygnał, zatrzymujący czas niczym osobliwość w czarnej dziurze. Gdyby zatrzymały się wszystkie zegary, bez względu na ich konstrukcję w promieniu kilometra od umierającego - to byłoby coś. 

Teraz jakiś przykład na rozluźnienie, pokazujący inną zdolność ludzkiego umysłu. Internet obiegło niegdyś zdjęcie ogniska, które uformowało się na kształt sylwetki ludzkiej. Włoskie gazety mówiły o wizerunku papieża Jana Pawła II, który ukazał się w ogniu w drugą rocznicę jego śmierci, niedaleko Wadowic, gdzie się urodził i podczas modlitw ku jego czci. Pozwolę sobie przytoczyć jeden z komentarzy: “Jak ktoś podejdzie i przybije mu piątkę, to dopiero będzie wydarzenie, na razie to idiotyzm”. Kiedy nasz gatunek ewoluował, dobór naturalny preferował jednostki, które szybko potrafiły rozpoznać innych ludzi/zwierzęta np. na tle jednolitej sawanny czy łąki. Dzięki tej selekcji przetrwały i rozmnażały się częściej ci przedstawiciele naszego gatunku, którzy posiadali wbudowane w mózgu obszary odpowiedzialne za lepsze rozpoznawanie tych obiektów. Dzięki temu właśnie większość z nas bezwiednie dostrzeże w przypadkowym zdjęciu ogniska ludzką sylwetkę. Zjawisko odnajdywania ukrytych związków i znaczeń w nic nieznaczących faktach nazywa się apofenią, natomiast skłonność wypatrywania znanych kształtów w innych obiektach, np. sylwetek i twarzy w chmurach to pareidolia.

 
Słynna marsjańska twarz oraz obiekty, przypominające piramidy.

Jeszcze jeden przykład, tym razem zdjęcie pochodzi z tajnych zasobów NASA. Mam w pamięci publikacje, które czytałem na temat tych zdjęć, dostarczonych w latach 70. poprzedniego wieku przez sondę Viking 2, zrobionych kamerą małej rozdzielczości. Pamiętam graficzne interpretacje tego zdjęcia słynnej marsjańskiej twarzy, wg których w oczodole można dostrzec takie szczegóły jak źrenica, a na głowie pojedyncze włosy. Niektórzy ludzie stworzyli sobie na podstawie tego wrażenia, iż jest to rzeźba twarzy intrygującą hipotezę, iż na Marsie istniało bądź istnieje inteligentne życie. Potem konsekwentnie, zgodnie z efektem potwierdzenia, doszukiwali się takich faktów jak regularne obiekty na marsjańskiej równinie Cydonii, mające być wielkimi piramidami. Gdy w latach 90. dwudziestego wieku sonda Mars Global Surveyor dostarczyła zdjęć większej rozdzielczości uznali, że jest to spisek NASA, pragnącej ukryć prawdę o historii Marsa i zdjęcie jest retuszowane. Dziś to popularna teoria, nie powiem, bo fascynująca, mówiąca o inteligentnym życiu na Marsie i śladach, jakie przedstawiciele starożytnej rasy pozostawili w Systemie Słonecznym, także na Księżycu. Jednakże moim zdaniem bardziej prawdopodobne, że to po prostu wynikające z ograniczeń ludzkiej percepcji i psychologii złudzenia. 

Mogę mnożyć te przykłady i jeszcze jakiś czas będę, mam nadzieję ku Twojej uciesze. Teorie spiskowe są fascynujące, nie mniej chyba ciekawe niż historie o tym, jak pewien mężczyzna, właściciel warsztatu samochodowego, znalazł się na odludziu, gdzie po skończonej robocie przechodząc obok samotnej budki telefonicznej usłyszał dźwięk telefonu. Kierowany ciekawością odebrał i ku swemu zdumieniu usłyszał głos sekretarki, mówiącej jak gdyby nigdy nic o sprawach biznesowych. Naturalnie zapytał, skąd wiedziała, że ma dzwonić do tej budki, ale ona upierała się, że dzwoniła na jego telefon komórkowy. Okazało się jednak, że przez pomyłkę wykręciła numer budki, przypadkowo przepisując numer z listy płac, zamiast z notesu z telefonami. Nieprawdopodobna historia. 

Zakładając, że historia jest prawdziwa, kuszące staje się wyjaśnienie jej w charakterze zjawisk parapsychologicznych, prawda? Ale rozważmy to najpierw. Szansa trafienia szóstki w totolotka wynosi bodajże 1:14 000 000. To naprawdę mało prawdopodobne, żebyś wygrał. Właściwie to masz wielokrotnie większą szansę zostać trafionym piorunem, niż wygrać w lotto (ponad cztery tysiące razy większą). Jak więc to możliwe, że wciąż gdzieś ktoś wygrywa, a pewna kobieta w USA, co ciekawe emerytowany doktor matematyki, wygrała trzykrotnie w ciągu dekady, dając oczywiście pożywkę dla kolejnych spiskowych teorii o tajemniczym systemie umożliwiającym wygraną. No cóż, nie ma w tym nic niezwykłego, że ktoś gdzieś wygrywa i trafia szóstkę. Co innego, gdyby możliwe było przewidzieć, kto to będzie, zanim wylosuje się liczby. Sam zbieg okoliczności, że ktoś wytypuje przypadkowo te liczby, nie jest niczym niezwykłym. 

Tak samo można by tłumaczyć historię z telefonem, która z pewnością jest bardzo mało prawdopodobna. Wydaje nam się więc niezwykłe, gdyby coś podobnego nam się wydarzyło, ale statystyka udowadnia, że nie ma nic niezwykłego w tym, że gdzieś komuś coś takiego się przytrafia. Nie ma nic niezwykłego w tym, że nie wygrywają nawet ci, którym śnią się szczęśliwe numery, którzy stosują numerologię lub matematyczny system. Nie mogą w ten sposób oszukać statystyki. Gdyby jednak kiedyś wygrał ktoś, kto stosował taki system... i tak jesteśmy o krok od kolejnej ignoranckiej hipotezy. 

Nieprawdopodobne sytuacje zdarzają się, nie ma w tym nic niezwykłego. To, co jest tutaj niezwykłe, to Twoje uczucie, którego doświadczasz, gdy słyszysz o podobnym zdarzeniu. Jeżeli chcesz delektować się tym uczuciem, musisz wciąż i ciągle podtrzymywać jego nadnaturalny charakter. Potrafisz dostrzec to uczucie? Każdy ma wybór - racjonalne podejście wynikające z logicznego rozumowania i podejście emocjonalne, trudniejsze do okiełznania. To pierwsze wymaga skupionej uwagi i nieco wiedzy i można je porównać do jeźdźca, kierując się paralelą użytą przez autorów książki Pstryk[2]. To drugie natomiast można porównać do słonia, którego jeździec kieruj z trudem tam, gdzie chce. Jeżeli chcesz żyć na tym świecie i nie poddawać się bzdurnemu myśleniu, musisz odkryć złoty środek pomiędzy tymi dwiema sprawami.

Lubię nazywać Wszechświat Bogiem, co pozwala mi wysnuć alegorię, że Bóg jest tancerzem, a stworzenie tańcem. To piękne porównanie, zaczerpnięte zresztą bodajże z jakiś tradycji hinduistycznych, tak bardzo zakorzeniło się w moim umyśle, że nie chcę się go wyzbyć, choć zdaję sobie sprawę z faktu, że jest to tylko panteistyczne, ładniejsze określenie otaczającej nasz rzeczywistości. O tyle niebezpieczne, że łatwo prowadzi do wniosków, iż Wszechświat ma świadomość itp. Takie spojrzenie na rzeczywistość daje mi też inne korzyści, pozwala mi błogo tkwić w świecie moich własnych poglądów, który dzięki takiemu myśleniu jest nieco barwniejszy. Wyobrażam sobie, że jestem kimś niezwykłym, wręcz bohaterem niezwykłej sztuki życia, a cała otaczające mnie reszta to tylko statyści. Tak rozumuje większość ludzi sądząc, że są lepsi od pozostałych. To kolejny błąd poznawczy i kolejna furtka do ludzkiego umysłu, szeroko otwarta dla każdego, kto za pomocą np. pochlebstw zapragnie manipulować czyimś zachowaniem. 

Tak naprawdę jesteśmy sobie równi jako ludzkie istoty i podlegamy wszyscy tym samym ograniczeniom. Nawet jeśli wykres inteligencji populacji przyjmuje kształt krzywej dzwonowej, nie należy sądzić, że znajdując się w górnej części krzywej mamy szczególne przywileje uważania się za lepszych. O ile oczywiście się tam znajdujemy i nie jest to tylko nasze kolejne złudzenie.  Mamy też niezwykłą zdolność tworzenia uogólnień tylko na podstawie pojedynczych doświadczeń i opowieści. Kiedy słuchamy kogoś, nieświadomie odnosimy to, co słyszymy do własnych wspomnień i myśli i patrzymy na to przez ich pryzmat. Tak naprawdę więc mało kto z nas potrafi w ogóle słuchać innych, tak bardzo jesteśmy zaabsorbowani sobą. Czy w tej ludzkiej arogancji nie powinniśmy logicznie uznać, że często nasz jednostkowy przypadek, niekoniecznie musi świadczyć o całym jakimś wydarzeniu? Nie potrafimy obiektywnie stwierdzić, że to coś wspaniałego, co nam się przydarzyło, to może być tylko nasze wrażenie. Albo że to coś okropnego, to tylko wynikło z pechowego zbiegu okoliczności, skoro wszyscy inni doświadczają tego odmiennie. 

Niech Cię nie zdołuje całe moje gadanie o ludzkiej naturze i ograniczeniach umysłowości. Znajdź tutaj szansę, bo skoro będziesz ich świadomy, nie dasz tak łatwo złapać się w pułapkę przygotowaną przez reklamę, politykę i inne machiny wpływu. Zyskujesz Przewagę i stajesz się silny. Muszę dodać Ci otuchy, bo to jeszcze nie koniec wyliczenia ludzkich ograniczeń. Nie wspomniałem Ci bowiem o doświadczeniach B. F. Skinnera, który dręczył i męczył gołębie i z tego jest najbardziej znany. Doszedł do wniosku, że podłoże pewnych podstawowych zachowań jest takie samo u gołębi i u ludzi, co pod pewnymi względami stawia nas na równi z nimi. 

Zamknięte w szklanych pojemnikach gołębie karmiono co kilkanaście sekund, wypuszczając karmę przez zamontowane w szklanej pułapce urządzenie. Stała się rzecz interesująca, gołębie bowiem próbowały odkryć, co sprawia, że pojawia się karma, choć jej pojawienie było czysto przypadkowe. Jeżeli jednak jakaś porcja pojawiła się przypadkowo w momencie, gdy jakiś ptak wykonywał akurat taki a taki ruch lub gest, w jego niewielkim mózgu koncypował on sobie, że właśnie to konkretne, przypadkowe zachowanie implikuje pojawienie się pożywienia. Po pewnym czasie gołębie wykonywały w swoich pojemnikach właściwe sobie rytuały, składające się z powtarzających się czynności, mające na celu sprowadzenie żywności. Niektóre chodziły w kółko, inne wpatrywały się w urządzenie, kolejne uderzały dziobami o ścianki klatki.  Głupie ptaki, prawda? Naiwnie sądziły, że mają władzę na przypadkowym wydarzeniem, że opracowały specjalną metodę, dzięki której otrzymują nagrodę w postaci karmy.

Ludzie, zwłaszcza przesądni, zachowują się identycznie. Wierzą w siłę amuletu, szczęśliwy długopis, zajęczą łapkę czy cokolwiek innego. Warunkowanie działa w naszym przypadku tak samo. Kilka dekad po Skinnerze powtórzono doświadczenia, tym razem z użyciem ludzi, najpierw dzieci, potem dorosłych i efekty były te same. Oczywiście nie dostarczano im karmy, tylko inne formy nagrody, np. zabawki. Dorośli zachowywali się nie mniej interesująco niż dzieci i gołębie, co pokazał eksperyment japońskiego psychologa Koichi Ono. Badany przedstawiciel rasy ludzkiej siadał przy stole z trzema różnego koloru dźwigniami. Na ścianie przed nim widział jeszcze lampkę sygnalizacyjną i licznik z liczbą punktów. Jego zadaniem było zdobycie jak największej liczby punktów w ciągu czterdziesto-minutowej sesji. Punkty na wyświetlaczu pojawiały się oczywiście niezależnie od działań uczestników badania, co większości z nich umknęło, gdyż nie poinformowano ich, co mieliby robić, żeby zdobyć punkty. Ochotnicy tego fajnego doświadczenia szybko zaczęli powtarzać np. skomplikowane serie ruchów dźwigniami, niektórzy uderzali w ściany lub podskakiwali, żeby złapać sufit. Dzięki przypadkowej synchronizacji ich działań i wzrostu nagrody, czyli w tym momencie punktacji, byli przekonani, że to właśnie te działania są powodem nagrody. Tak rodzą się przesądy.  Co ciekawe, pytani później o to uczestnicy eksperymentu przyznawali, że trzymali się kurczowo swoich przekonań nawet wtedy, gdy potem siłą rzeczy nie skutkowały one wzrostem punktacji. Nieskuteczność uznawali za efekt własnego błędu, miast zakwestionować całą swoją hipotezę.

Wiesz już dlaczego ludzie potrafią wierzyć w historie pokroju świętego Mikołaja? Właśnie to wrażenie, że sprawujemy kontrolę nad sytuacją daje nam jakiś rodzaj poczucia spokoju. Wciąż kilkakrotnie naciskamy guzik windy czy guzik zmieniający sygnalizację, np. gdy i tak widzimy, że przecież ktoś to zrobił już przed nami. Nieświadomie nadajemy znaczenie własnym zachowaniom w sytuacjach, w których nie mają żadnego znaczenia. Wierzymy, że zachowując się w określony sposób możemy wpływać na to, co przyniesie los i oddalać nieszczęśliwe wydarzenia lub przywoływać te szczęśliwe i wygodne dla nas.

Zobacz też edytuj

Bibliografia edytuj

  1. Brown, D. "Sztuczki umysłu." (2008).
  2. C. & D. Heath: "Pstryk. Jak zmieniać, żeby zmienić" (2011)